Jeszcze tego samego dnia powtórzyliśmy badania. Niestety wyniki były jeszcze gorsze. Parametry krwi spadały na łeb na szyję. Lekarz badający Agatkę już wiedział co to jest. Nie powiedział wprost ale już wiedział. Powiedział tylko, że trzeba wykonać dodatkowe badania. W specjalistycznym szpitalu. Dał nam wybór gdzie chcemy jechać - Zabrze, czy Katowice. I tak trafiliśmy na długich 7 miesięcy do Szpitala Klinicznego nr.1 w Zabrzu.
Jednak nawet wtedy mieliśmy jeszcze nadzieje, że to jakaś pomyłka. Może to jakiś wirus... przecież usg narządów wewnętrznych wyszło prawidłowo. I tak żyliśmy cały weekend nadzieją, aż do poniedziałku kiedy wykonano mielogram szpiku i wszystko było jasne. Diagnoza bezlitosna, odebrała ostatnie strzępki nadziei. OSTRA BIAŁACZKA LIMFOBLASTYCZNA.
Pierwsza myśl - matko, przecież to nowotwór, rak, nieuleczalna choroba, śmiertelna... dlaczego Agatka, za co. Co takiego zrobiliśmy że spotyka nas taka kara. Kara- tak wtedy myśleliśmy.
Po pierwszym szoku trzeba się wziąć w garść i walczyć. Profesor powiedział że TO się leczy. Kurczowo trzymaliśmy się tej myśli.
Oczywiście, jak mi się wtedy wydawało kopalnią wiedzy był internet. Przeczytałam wszystko co się dało o białaczce. Poznałam wszystkie rodzaje tego nowotworu. Metody leczenia, stosowane leki,rodzaje chemii...
Niestety przeczytałam również rzeczy których nie powinnam. Wiele dołujących , dramatycznych historii, niestety nie zawsze z happy endem. Chciałabym przestrzec Was przed bezmyślnym czytaniem wszystkiego co wam "wpadnie w oko". Jeśli macie jakieś pytania zawsze pytajcie waszego lekarza. On na pewno Wam odpowie. Ja nigdy nie zostałam bez odpowiedzi, nawet jeśli zadawałam "dziwne" pytania. Pamiętajcie, macie i tak dużo problemów na głowie żeby jeszcze sobie dokładać zmartwień.
Komentarze
Prześlij komentarz