Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2014

BIAŁACZKA

Miałam dziś chwilkę czasu więc poczytałam sobie kilka blogów na temat białaczki. Większość z nich pisanych jest przez osoby chore. Pytacie po co dobrowolnie się dobijam czytając takie historie. Nic bardziej mylnego, nie zdołowała mnie treść blogów. Wręcz przeciwnie, niektóre pisane nawet z humorem. Zdołowało mnie co innego - liczba chorych osób, która te blogi pisze. To mi uświadomiło ile osób choruje. Białaczka w Polsce jest wykrywana u kogoś średnio co godzinę. Nawet nie chcę liczyć ile osób rocznie. Co godzinę komuś wali się życie. Co godzinę ktoś musi się podnieść i walczyć. Co ciekawe dzieci chorują dziesięciokrotnie rzadziej niż dorośli (dane DKMS, 2013 ). Jaki z tego wniosek. Każdy z nas może zachorować - nie znasz dnia ani godziny. Matko! A to tylko jedna z setek innych chorób nowotworowych.  No ale to ma być pozytywny post, dosyć biadolenia. Skupiam się na pozytywach. Po pierwsze - jest wiele innych, "gorszych", bardziej podstępnych chorób. Po drugie - szybka

CZYM JEST SZCZĘŚCIE ?

Hm...ktoś się zastanawiał? Nie ma jednoznacznej definicji szczęścia. Dla jednych szczęście to trafić szóstkę w totka .  Mieć duży dom, samochód. Wakacje spędzać w egzotycznych krajach. Ciągle mieć, mieć, mieć. Nic w tym złego. Dla innych szczęście to rodzina, przyjaciele, znajomi... Ciężki temat. Niby to wszystko to w jakimś sensie szczęście. Czy szczęście to bardziej mieć czy być?  Po pobycie w szpitalu, ciężkiej walce o życie i zdrowie dziecka, chyba każdy z nas przewartościował pojęcie szczęścia. Ja z pewnością.  Kiedyś przeczytałam bardzo mądre zdanie "zdrowie jest jak powietrze - dopóki jest, nikt go nie zauważa". Moim zdaniem, bardzo mądra ta myśl. Kto przed chorobą o tym myślał? Kto cieszył się z każdego dnia w zdrowiu?   Często nie dostrzegamy oczywistych faktów, rzeczy które mamy. Czy trzeba coś stracić żeby to docenić. Ile razy marudziłeś że nuda, że za gorąco, że za zimno, że za dużo pracy. Ciągłe narzekanie na wszystko i wszystkich. Pamiętam jak przed chorob

ZDROWA VEGETA - DA SIĘ? - DA SIĘ!

Zgodnie z obietnicą chcę podzielić się z Tobą przepisem na domową vegetę. Przepis to za dużo powiedziane...to zaledwie kilka warzyw, wysuszonych i zmielonych, ale za to jaki smak i duma z własnej przyprawy. Zatem do dzieła. Potrzebujemy: - 4 marchewki - 3 pietruszki - mały seler - średni ziemniak - mała cebula lub por - 1/2 pęczka natki pietruszki - kilka gałązek lubczyku To są podstawowe składniki. Oczywiście można sobie ułatwić zadanie i kupić gotową mieszankę suszonych warzyw ale ja jednak zachęcam do zrobienia przyprawy od zera. Do podstawowego zestawu można dodać kurkumę - przyprawa będzie żółciutka jak oryginał :)  słodką paprykę oraz inne warzywa czy zioła, które lubimy. Ta ilość którą podałam idealnie mieści się do suszarki do owoców. Obrane warzywa należy bardzo cieniutko pokroić. Ja robię to przy pomocy robota kuchennego. Sama nie pokroję tak cienko. Można również użyć obieraczki do warzyw. Następnie rozkładamy warzywa równomiernie i suszymy. Jeśli nie m

DLACZEGO MY ?!

No właśnie...dlaczego MY!!! Ile razy zadawałeś sobie to pytanie będąc na oddziale? Sto razy, dwieście razy, tysiąc... Ja przez pierwsze kilka tygodni leczenia zastanawiałam się nad tym bez przerwy. Analizowałam co zrobiłam albo raczej czego zaniechałam że teraz tu jesteśmy. Dlaczego choroba brutalnie wyrwała nas z naszego spokojnego życia. Dlaczego właśnie nas? Wiele razy z innymi rodzicami zastanawialiśmy się co mamy wspólnego że teraz tu jesteśmy. Oczywiście dochodziliśmy do absurdów, ponieważ nie ma odpowiedzi na to pytanie. Szkoda marnować energii nad zastanawianiem się nad czymś czego nie można zmienić. Teraz już wiem. Zachorować może każdy. Bez względu na wiek, pochodzenie, status społeczny. Radzę spojrzeć na sytuację od drugiej strony. Postaraj się znalezć choć jeden mały pozytyw całej sytuacji. Nawet w najgorszej chorobie i nieszczęściu szukaj światełka w tunelu. To trzyma "przy życiu" i jest motorem napędowym. Na mnie bardzo pozytywnie wpływały wyleczone d

NIEZŁY PASZTET CZYLI DOMOWY PASZTET :)

Pasztet - niegdyś król polskich stołów, dziś może trochę zapomniany. Mówię o prawdziwym pasztecie, takim z prawdziwego mięsa. Nie o jakimś dziwnie wyglądającym mazidle, które obok pasztetu to nawet nie leżało. Wbrew opiniom pasztet wcale nie jest trudny do zrobienie. No może trochę czasochłonny ale na pewno nie trudny. Myślę, że nawet początkujący kucharz sobie poradzi. Chciałabym podzielić się z Wami bardzo prostym przepisem pewnego kucharza amatora - eksperymentatora. Przyjaciele twierdzą, że powinien się przekwalifikować i gotować zawodowo. Mówię o moim mężu Arturze. Jedyna wada - wszystkie dania są w zasadzie jednorazowe, gdyż mąż gotuje wg. zasady " trochę tego, trochę tamtego i zobaczymy co wyjdzie z tego " :). Każde danie nie do podrobienia, gdyż sam nie pamięta co dodał i w jakich proporcjach. Kiedy zabierał się za pasztet wszystko skrupulatnie zapisywałam i podglądałam - tak na wszelki wypadek. I dobrze zrobiłam bo pasztet PYCHA !!! PRZEPIS na dwie małe alumini

PRZYJAZŃ

"Tylko prawdziwy przyjaciel słyszy Twój krzyk, gdy milczysz i widzi łzy, gdy się śmiejesz".  Przyjaciel - prawdziwy skarb. Nie wszyscy mają to szczęście mieć przyjaciela. Ja należę do grona wybrańców, którzy maja taką osobę. Osobę, która jest przy Tobie w ciężkich chwilach. Jednak nie zawsze przyjaciel może być z Tobą. Dowiadujesz się, że Twoje dziecko jest bardzo chore i w ciągu kilku godzin musisz wyjechać - daleko, bardzo daleko, czasami kilkaset kilometrów od domu - do szpitala. Trafiasz w obce miejsce, nie ma rodziny, nikogo bliskiego. Jak odnalezć się w nowej sytuacji? Jest ciężko. Na początku drogi do zdrowia nie wiesz jak to wszystko się potoczy, jak długo będziesz w szpitalu. Setki badań, konsultacji. Wyrwanie z "normalnego życia". Pamiętaj jednak, nie tylko Ty masz ciężko. Na oddziale jest wiele osób w podobnej sytuacji. Zagubionych, wystraszonych. Nie wiedzą, co dalej. Ja miałam to szczęście że poznałam wielu cudownych ludzi, którzy pomogli mi p

JESIEŃ

Nie wiem jak u Was, ale u mnie paskudna pogoda. Za oknem szaro, smętnie i pada deszcz. Nie lubię takiej pogody. Ale z drugiej strony taka aura sprzyja gotowaniu ( przynajmniej ja tak mam ). Nie ma nic lepszego niż domowej roboty babeczki.  Dziś zdradzę Wam przepis na potrójnie czekoladowe mufinki z odrobiną chili. Oczywiście babeczki poza cudownym smakiem są bardzo zdrowe dzięki gorzkiej czekoladzie i szczypcie ostropestu plamistego.    ziarenka ostropestu plamistego Ostropest plamisty ( pstrok, dziki karczoch lub po prostu oset NMP ). Jest jednym z najlepszych środków stosowanych w celu odtrucia organizmu oraz zaburzeń pracy wątroby. Co ciekawe substancje wchodzące w skład ziółka blokują enzymy odpowiedzialne za rozwój komórek rakowych. Gorzka czekolada ponoć również wpływa na lepsze funkcjonowanie wątroby. I tego się trzymajmy :) CZEKOLADOWE MUFINKI: - 100 dkg czekolady gorzkiej z zawartością min. 70 % kakao - 50 dkg masła dobrej jakości nie solonego - jajko

WEEKEND - DOBRZE CZY ŻLE ?

W końcu weekend. Hm...dla jednych to dobrze, dla innych nie koniecznie.Z reguły wszyscy czekają na sobotę. Można się spotkać z przyjaciółmi, jechać na wycieczkę lub po prostu poleniuchować w rodzinnym gronie. Niestety nie dla wszystkich. Weekend w szpitalu to koszmar - przynajmniej dla mnie tak było. Wszyscy, którzy mogli szli na przepustkę tylko My zostawałyśmy ( no dobra...nie tylko my) na oddziale. I wtedy dopadała nas nuda. Nie wiem czy się ze mną zgadzacie, ale szpitalna nuda jest straszna. Nie tylko dla dzieci, ale również a może przede wszystkim dla rodziców. I co wtedy...no własnie, trzeba sobie jakoś radzić. Wbrew pozorom w szpitalu można robić wiele rzeczy. Jeśli dzieci maja dobre wyniki i są w dobrej formie można wyjść na spacer (już o tym pisałam). Ale co robić gdy dziecko jest przykute do kroplówki. I na to znajdzie się rada. Tak naprawdę ogranicza Was jedynie wyobraznia. Podrzucę Wam kilka pomysłów - sprawdzonych w praktyce. Możecie np. ozdabiać wszystkie sale na odd

SŁOŃCE-NIECH ŚWIECI BEZ KOŃCA !

Dziś piątek, mój ulubiony dzień tygodnia. Perspektywa zbliżającego weekendu nastraja mnie optymistycznie. Do tego za oknem świeci słońce. Jest piękna złota jesień. Jeśli akurat jesteście w szpitalu a wyniki Waszego dziecka są dobre wyjdżcie na spacer. Chwila na świeżym powietrzu przyda się każdemu kto wiele dni lub tygodni spędza w szpitalnej sali. Wiem co mówię. Będąc z Agatką w szpitalu nieczęsto miałam okazję wychodzić na spacer. Albo pogoda była paskudna, albo Agatka miałą kiepskie wyniki. Ale jeśli już się zdarzyło było naprawdę fajnie. Na zdjęciu poniżej Agatka w ostatnim etapie leczenia szpitalnego. Był pażdziernik 2013 r. morfologia była na tyle dobra że mogłyśmy na chwilę wyjść. Było fajnie. Zbierałyśmy liście, kasztany i żołędzie z których póżniej robiłyśmy ludziki i inne cuda :) Pamiętajcie - wykorzystujemy dobrą pogodę i dobre wyniki:) To dobrze Wam zrobi :)

NOWOTWÓR NIE NIE NIE !!!

Jeszcze tego samego dnia powtórzyliśmy badania. Niestety wyniki były jeszcze gorsze. Parametry krwi spadały na łeb na szyję. Lekarz badający Agatkę już wiedział co to jest. Nie powiedział wprost ale już wiedział. Powiedział tylko, że trzeba wykonać dodatkowe badania. W specjalistycznym szpitalu. Dał nam wybór gdzie chcemy jechać - Zabrze, czy Katowice. I tak trafiliśmy na długich 7 miesięcy do Szpitala Klinicznego nr.1 w Zabrzu. Jednak nawet wtedy mieliśmy jeszcze nadzieje, że to jakaś pomyłka. Może to jakiś wirus... przecież usg narządów wewnętrznych wyszło prawidłowo. I tak żyliśmy cały weekend nadzieją, aż do poniedziałku kiedy wykonano mielogram szpiku i wszystko było jasne. Diagnoza bezlitosna, odebrała ostatnie strzępki nadziei. OSTRA BIAŁACZKA LIMFOBLASTYCZNA. Pierwsza myśl - matko, przecież to nowotwór, rak, nieuleczalna choroba, śmiertelna... dlaczego Agatka, za co. Co takiego zrobiliśmy że spotyka nas taka kara. Kara- tak wtedy myśleliśmy. Po pierwszym szoku trzeba się

POCZĄTEK NOWEGO ŻYCIA

Witam serdecznie na moim blogu. Od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem założenia bloga. Początkowo chciałam aby był skierowany do rodziców ciężko chorych dzieci, którzy potrzebują wsparcia i kilku dobrych słów. Nadal podtrzymuje moje założenia, jednak bloga może czytać każdy kto kocha życie, dobre jedzenie ( będą smaczne i zdrowe przepisy) i czasami potrzebuje dobrego słowa  :-) Na początku chciałabym napisać kilka słów o sobie, abyście mogli mnie trochę poznać. Mam na imię Kasia, mieszkam w Częstochowie z moją rodziną. Mężem Arturem, córkami Pauliną-9 i Agatą-6. Na pierwszy rzut oka jesteśmy "normalną rodziną" jakich tysiące w moim mieście. Przez wiele lat faktycznie tak było, mieliśmy problemy jak wszyscy - coś tam w pracy się nie układało, z kimś się pokłóciliśmy, czegoś nie zrobiliśmy - ot życie. I tak było do pewnego marcowego dnia roku 2013. Dokładnie 8 marca - Dzień Kobiet. Zamiast kwiatów, czekoladek czy innego drobiazgu dostałam cios w serce. Dosłownie.